Raz dwa w lesie , książka Jana Kloučkovej Kudrnovej , jest równie piękna w formie, jak i ambitna w treści. Celem jest rozbudzenie w dziecku miłości do liczb, zasad, rytmów i kształtów geometrycznych.
Grafik, ilustrator, artysta, bloger. Ale przede wszystkim mama. Wszystkie te role należą do Jany Kloučkovej Kudrnovej. Mieszka w lesie i zabawia nas z lasu między innymi swoją marką Z lesa. A teraz także z książką Raz dwa w lesie . Współpracowała przy tym z Petrą Tomáškovą, nauczycielką matematyki i geografii, która mieszka w lesie gdzieś za rogiem.
Jana i Petra stworzyły znakomite wprowadzenie w ukochany i (często niepotrzebnie) znienawidzony świat matematyki, którego oczywiście nie może zabraknąć w polecanych przez nas lekturach dla dzieci.
Wybrałeś dość nietypowy temat swojej pracy. Raz dwa w lesie . Co cię do tego skłoniło?
Redaktor Pavla Nejedla z wydawnictwa Host i ja kiedyś powiedzieliśmy sobie, że cierpimy na niepotrzebnie ciężką traumę związaną z nauczaniem matematyki i że nie odpuścimy, że wspaniale byłoby to wyleczyć. Oboje mamy dzieci, które dopiero poznają matematykę. Cieszy nas, że nauczanie i podejście jest teraz inne, znacznie przyjemniejsze, że istnieją inne opcje i wskazówki, dzięki którym dzieci mogą poznać fundamenty, na których będą budować całe swoje życie.
Więc nie byłeś wielkim fanem matematyki od dzieciństwa.
Nie ma mowy! Jestem dzieckiem lat osiemdziesiątych, odebrałam tradycyjne wykształcenie, a z matematyką męczyłam się do czasu, aż poszłam do szkoły plastycznej. Pamiętam, jak nauczyciel dał nam pracę z matematyki i nie zapomniał dodać:
„Studenci, oto wasze zadanie, tylko Kudrnová narysuje mi na papierze drzewo życia.” Ale mam przeczucie, że choć wiedział, że się pogubiłem w matematyce, to w pewnym sensie mi kibicował.
Początki pracy nad książką zapewne nie były łatwe, prawda?
Siedziałem nad tematem przez miesiąc czy dwa, aż musiałem przyznać, że nie wiedziałem od czego zacząć. Potrzebowałam właśnie tego podkładu, którego zupełnie mi brakowało. Na szczęście mam dobrego przyjaciela – nauczyciela matematyki. Tak się składa, że mieszka na drugim końcu naszego lasu, a także ma małe dzieci i lubi się bawić, więc było rzeczą naturalną, że wskoczyła na pokład. Wspólnie wymyśliliśmy koncepcję oraz indywidualne gry i zabawy. Opakowałem dowcipy i zdjęcia w tę solidną ramę i tak narodziła się książka. Trochę żałuję, że to już koniec. Wielką frajdą było uczynienie ze współautorki „przedszkolnej” odpowiedniczki, której musi tłumaczyć każde zadanie. Było mi z tym dobrze.
Dlaczego większość z nas boi się matematyki? Czy to dlatego, że ktoś po prostu nie ma w sobie tego, czego potrzeba, aby być w tym dobrym, czy też, jak w przypadku wielu innych rzeczy w życiu, podeszliśmy do tego w niewłaściwy sposób?
Chcę wierzyć, że to jest ta droga. Tak, wszyscy mamy jakieś talenty i dlatego skupiamy się na innych rzeczach, inne są zabawne i satysfakcjonujące. Ale matematyka to podstawa i jeśli na początku się jej sprzeciwiamy, jest to błędne. Wierzę, że ta książka może uzdrowić nawet rodziców, którzy tak jak ja nie musieli zajmować się matematyką. Często zdarzało się mi i współautorce, że wpadła na pomysł i moja pierwsza reakcja była taka: Hej, miło, ale to już nie jest matematyka, prawda? I musiała mi tłumaczyć, że tak, to jest matematyka. Matematyka to tylko podstawy.
Co najbardziej Cię przyciąga i sprawia przyjemność w tworzeniu dla dzieci?
Zabawa, na którą mogę sobie z nią pozwolić. Zachodzić na siebie. Żarty. Tak jak wygłupiam się z otaczającymi mnie dziećmi, tak samo lubię wygłupiać się z czytelnikami. Dzieci uwielbiają kalambury, słowa, których znaczenie zmienia się. Uwielbiam, jak ich oczy się świecą, gdy wiedzą, że z nimi żartujesz. Oczywiście mogę to sobie tylko wyobrazić w przypadku naszej książki, ale wiem, że tak jest.
Zilustrowanie książki o życiu w lesie bez użycia koloru zielonego jest czymś niezwykłym. Co skłoniło Cię do tej decyzji?
Z początku jestem grafikiem, więc prawdopodobnie zawsze pracuję z ograniczoną gamą kolorów. Przygotowanie kolejnej warstwy np. drzeworytu do druku zajmuje dużo czasu, trzeba przemyśleć każdy kolor. Brak zieleni uświadomiłem sobie dopiero, gdy musiałem napisać adnotację do książki dla wydawnictwa. A kiedy sobie to uświadomiłem, kontynuowałem ten mały osobisty bałagan. To jak z tymi dowcipami – może nikomu by to nie przyszło do głowy, ale wtedy wydawało mi się to całkiem miłym buntem.
Twoja książka jest zarówno zabawna, jak i edukacyjna. Niemniej jednak, porównując książki dla dzieci produkowane w naszym kraju z książkami dla dzieci z zagranicy, praktycznie nie sposób nie zauważyć, że czeskim często brakuje głębi i zasięgu. Dlaczego tak jest?
Ciężko powiedzieć. Często przywożę książki dla dzieci z zagranicy i czasem mam wrażenie, że forma przeważa nad treścią. Są książki wywołujące efekt „wow”, ogromne, wspaniałe publikacje, ale wymagające głębszej refleksji. Tak, nie mamy tradycji tzw. autorskich książek obrazkowych, autorzy-ilustratorzy nie mają takich możliwości, nasz rynek nie jest aż tak duży, ale znowu książki wysokiej jakości mogą się tutaj lepiej wyróżnić i sytuacja stopniowo się poprawia. Myślę, że to dobrze, że możemy posunąć się do przodu, że jest nad czym pracować.
Czy pracujesz obecnie nad kolejną publikacją? A jeśli tak, czy możesz nam coś o niej powiedzieć?
Mam mnóstwo pomysłów na książki i tematy, których brakuje na czeskim rynku. Potrzebuję tylko dnia, żeby mieć dwadzieścia pięć godzin.
Obecnie pracuję nad dwiema autorskimi książkami. Jedno - delikatne leporelo z zakładką - jest już prawie gotowe, ale ponieważ jest trudniejsze w wykonaniu, zastanawiam się, co z nim zrobić.
Pewnie wygram makietą i spróbuję zaproponować ją wydawnictwu specjalizującemu się w tego typu rzeczach. Druga książka chodzi mi po głowie już od zeszłorocznego Tabooka, z wykładu Martina Salisbury’ego, kiedy przypomniało mi się wspomnienie z dzieciństwa. To powinna być książka z obrazkami. Widzę dokładnie, jak powinna wyglądać, to dość mocna historia, ale wciąż nie mogę sobie wyobrazić delikatnych myśli, które towarzyszą tej historii. Ale to nadejdzie.